Nie tylko z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Parom notorycznie postującym słodkie fotorelacje w mediach społecznościowych uśmiech czasem schodzi z twarzy zaraz po odłożeniu
Czerwony Kapturek, zdjęcie Meg Loeks.. Kogut domowy uwielbia robić zdjęcia, ale to co robi Meg Loeks to inna bajka i prawdę mówiąc jej zdjęcia są naprawdę bajkowe. Rodzinne zdjęcia i nagrania to jedna z najcenniejszych pamiątek z dzieciństwa, dlatego chyba wszyscy rodzice dokumentują każdą chwilę z życia dziecka. Zebrać pięcioro szkrabów do zdjęcia rodzinnego to już nie lada wyczyn. A zmienić zwykłe zdjęcia rodzinne w prawdziwe dzieła sztuki? Dla Meg Loeks najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych! Zdjęcie rodzinne Meg Loeks. Rodzina jako „Pogromcy Duchów”, córka jako amerykańska Statua Wolności, zimowe krajobrazy rodem z „Belli i Sebastiana”, „Krainy Lodu” i baśni Andersena, wieczorna kąpiel jako podwodna eskapada– to tylko niektóre z bajecznych zdjęć. Miłość, rodzina czyli kiedy trzeba przystopować?(Otworzy się w nowej zakładce) Dzieci fotografki z Górnego Półwyspu w amerykańskim stanie Michigan z całą pewnością będą cieszyć się wspaniałymi pamiątkami. Meg Loeks nie tylko dokumentowała każdą ze swoich ciąż, ale przez lata uwieczniała na niesamowitych fotografiach rozwój każdej ze swoich pociech. Codzienność – jak pomaganie mamie w kuchni, praca w ogrodzie, zabawa czy odpoczynek – stają się prawdziwą magią. Podobnie jak oczekiwanie na Świętego Mikołaja, przygotowania do Wielkanocy czy wydrążanie dyń na Halloween. A wszystko to w rustykalnej, sentymentalnej otoczce. Kogut domowy od czasu do czasu ustrzeli naprawdę fajną fotkę, ale wiem, że to ciężka praca, szczególnie kiedy robimy zdjęcia dzieci lub zwierząt. To co robi Meg Loeks to prawdziwa bajka. Sprawdźcie sami na jej Instagramie. Uprawianie ogródka ma dobry wpływ na…(Otworzy się w nowej zakładce)
Rodzeństwo podzieliło się darowizną: Jadwiga zajęła mieszkanie na parterze, a Sławek na piętrze. Garaż został zaadaptowany kawiarnię, którą Sławek - razem z małżonką - prowadził przez ponad 10 lat. Do śmierci rodziców wszystko układało się dobrze W marcu 2003 roku wszystko się zmieniło.
Thomas Faed – The Leisham Family of Tillicoultry Moja babcia ma 6 dzieci: 4 córki (w tym moją mamę) oraz 2 synów. Tym samym doczekała się 16 wnucząt, gdzie ja, 25-letnia dziewczyna, jestem najstarsza. Najmłodsze z naszego pokolenia w listopadzie kończy rok. A już niedługo pojawi się pierwszy prawnuczek. Babcia z pewnością nie może narzekać na małą rodzinę, a z roku na rok święta stają się sporym wyzwaniem logistycznym. Babcia nie może narzekać. I ja nie mogę narzekać. Ktoś mądry mógłby powiedzieć: co z tego, że masz dużą rodzinę, skoro ona zawsze sprawia problemy. Mógłby też przywołać stare powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. I z każdym następnym rokiem przekonuję się, ile jest prawdy w tym stwierdzeniu. Oczywiście jako dziecko, uwielbiałam swoje kuzynostwo, choć długi czas byliśmy tylko w piątkę. Było nam dobrze, zawsze spędzaliśmy razem część wakacji i ferie. Był to okres, kiedy nigdy się nie nudziliśmy, a wakacje u babci oznaczały wypady nad jezioro, niesamowite przygody na placu zabaw, pyszne obiady i lody włoskie na deser. Uwielbialiśmy wspólne wyjazdy, a ile przy tym napsociliśmy! Jako dzieci świat widzieliśmy w różowych okularach i myśleliśmy, że spędzanie czasu z ukochaną rodziną będzie trwać wiecznie. Jednak beztroska kiedyś musi się skończyć. Tak też stało się w naszym przypadku. My, dzieci, dorośliśmy, a pozostała czwórka rodzeństwa mamy pozakładała rodziny. Nadeszły mroczne czasy. Skończyły się wspólne wakacje, pojawiły się nowe kuzynki i nowi kuzyni. Zaczęło pojawiać się dziwne wrażenie, że nic już nie jest takie samo, a tak duża rodzina powoli rozpada się. I w sumie trudno dziwić się, bo w końcu każdy musi iść swoją drogą i zająć się własnymi problemami. Jak się jednak okazało, w słynnym powiedzeniu, nie ma za krzty prawdy. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie złe chwile i awantury, które pojawiły się na naszej drodze. Mój przykład pokazuje, że rodzina jest nie tylko na zdjęciu, ale również w sercu i tuż obok mnie, choć najbliższa mieszka kilkadziesiąt kilometrów ode mnie. Zacznę chronologicznie, by pokazać skalę, z jaką miałam możliwość się spotkać. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym tak bardzo. Nigdy też nie przypuszczałam, że rodzina może okazać się aż tak pomocna. Mam tylko nadzieję, że w żadnym przypadku nie zabrzmię melodramatycznie 😉 Pierwsza była wyprowadzka mamy, moja i braci. Mama musiała zmierzyć się nie tylko z mężem, ale i nowymi wyzwaniami jak znalezienie pracy i mieszkania w nowym mieście. Bez zaplecza gotówkowego i z trójką niepełnoletnich dzieci. I tu po raz pierwszy wkracza Rodzina – dwie siostry mamy. Udało się zorganizować transport, który zabrał niezbędne rzeczy pod nieobecność ojca. Jedna z sióstr – A. – przyjęła naszą czwórkę do wynajmowanego przez nią mieszkania. Z kolei druga siostra, G. pomogła mamie z pracą. Dzięki temu mieliśmy chwile wytchnienia i miejsce schronienia. Owszem, pojawiały się zgrzyty i nieporozumienia. Czasem nawet bardzo intensywne. Ostatecznie jednak to tylko dzięki ich pomocy, udało się mamie wyrwać z małżeństwa. Kolejny etap pojawia się, gdy mama ostatecznie decyduje się wyprowadzić do rodzinnej miejscowości. Nie chce już dłużej wynajmować mieszkania. Postanawia wyremontować dom stojący na działce należącej do dziadków. Który zresztą został pobudowany dawno, dawno temu, właśnie dla mamy. Jest ciężko. Wykończenie i remont pożera mnóstwo pieniędzy i energii, jednak od samego początku mamie pomaga jej brat. Dzięki trzeciej siostrze, B., która zaoferowała jej tymczasowe mieszkanie u siebie w domu, może przenieść się do wspomnianej miejscowości i aktywnie pomagać w budowie. A przy tym szukać pracy. Tym razem ja. Jestem w trakcie studiów, wynajmuję z chłopakiem i jego mamą mieszkanie. Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy, tak i umowa najmu nie trwa wiecznie. Jesteśmy zmuszeni wyprowadzić się, a koszta wynajęcia okazują się duże. Pojawia się możliwość wykończenia domu jednorodzinnego, jednak przez co najmniej pół roku musimy gdzieś przebidować. Mnie i chłopaka ratuje z opresji A., która po raz kolejny przyjmuje nas pod swój dach. Dzięki niej i jej mężowi, mieliśmy szansę odłożyć pieniądze na zrobienie poddasza we wspomnianym domu rodzinnym i postawienie się na nogi. I sam koniec. Mieszkamy już w domu jednorodzinnym na poddaszu. Niestety, pozostałe dwa piętra nie są jeszcze wykończone. Pomimo upływu ponad roku od momentu rozpoczęcia prac wykończeniowych, budowlańcy, którzy pojawiają się w domu wciąż nie potrafią albo skończyć pracy, albo okazują się nieuczciwi, albo robią wyznaczone prace miesiącami. Z tego też względu, od momentu przeprowadzki, nie mieliśmy również kuchni, która miała pojawić się na parterze. Te dwa nieszczęsne, niewykończone piętra straszyły śmieciami, starymi rzeczami i przede wszystkim materiałami budowlanymi. Kurz, brud, syf i mogiła. A ja na dodatek w ciąży. W tu wkracza moja mama. I bracia. I ciocia tj. siostra mamy, wspomniana już wcześniej G. I jej córka. I dziewczyna brata. Wszyscy zakasali rękawy i pomogli pozbyć się wszystkich śmieci. Posprzątać. Uporządkować. I na sam koniec zrobić kuchnię na naszym poddaszu. To był ciężki weekend. Ale po raz kolejny przekonałam się, jak wspaniałą mam rodzinę. Dlaczego o tym piszę? Bo jest to forma podziękowania dla każdego, kto nam pomagał. Dla całej mojej rodziny, która zawsze się wspiera, pomimo pojawiania się i kłótni, i zgrzytów. Zdarzają się wzloty i upadki, jednak rodzina jest jedna. I zawsze powinna trzymać się razem, nawet jeśli wszystko zmierza w złym kierunku. Nawet jeśli w danej chwili nie potrafimy się dogadać, może przyjść moment, kiedy wzajemnie będziemy potrzebować pomocy. Niekoniecznie tak dużej, jak w naszym przypadku. Czasem niezbędna może okazać się zwykła rozmowa i wsparcie. Dlatego drogi czytelniku, zawsze pamiętaj o rodzinie. Nawet jeśli jest źle, pamiętaj, że to ona będzie obok Ciebie w najtrudniejszych chwilach. I to ona Ci pomoże, a nie osoby z zewnątrz. Bo rodzina, nawet malutka, składająca się z rodziców, dzieci czy dziadków, będzie przy Tobie. Bo z rodziną dobrze wychodzi się nie tylko na zdjęciu.
Na Facebooku Na Twitterze Wyślij mailem Nie tylko z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Parom notorycznie postującym słodkie fotorelacje w mediach społecznościowych uśmiech czasem schodzi z twarzy zaraz po odłożeniu smartfona. Skąd się bierze ta potrzeba udawania większej miłości niż w rzeczywistości.
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, cz. 2. Wraz z [S]iostrą, poprzez umowę notarialną, z klauzulą, że nikt nie ma prawa do zachowku, otrzymałyśmy od dziadka duży dom. Dom mocno zaniedbany, wymagający generalnego remontu. Z [S] wiele razy rozmawiałyśmy o tym, co zrobimy z domem, ale obie byłyśmy zbyt młode, jak na podjęcie takiej decyzji, więc to odsuwałyśmy w czasie. Wiedziałyśmy, że mieszkać razem nigdy nie będziemy (odsyłam do cz. 1 - W historii występuje mój już wtedy [M]ąż. Pierwszą część historii zakończyłam na etapie wyprowadzki [S] do miasta obok. W mieście mieszkała przez rok, w tym czasie utrzymywałyśmy normalny kontakt (nie było o co się kłócić). Właśnie po roku od jej wyprowadzki nasz brat, mieszkający od 9-ciu lat za granicą, zaproponował jej, aby przyleciała do niego, on jej pracę załatwi i zamieszkają razem. Długo się nie zastanawiała, w ciągu miesiąca znalazła się u niego, biorąc ze sobą koleżankę [K]arolinę (razem mieszkały i pracowały w mieście). Po dwóch tygodniach od wyjazdu poinformowała mnie, że muszę podjąć decyzję, czy sprzedajemy dom, czy ja odkupię od niej połowę. Nie byłam gotowa na podjęcie takiej decyzji na już, o czym ją poinformowałam. Zaczęły się telefony co drugi dzień, raz od [S], a innym razem od naszego brata (który ze sprawą nie miał nic wspólnego). Telefony typu: [S] Kur... nie mam za co żyć, potrzebuję pieniędzy, zaraz wyląduję na ulicy! [J] Jak to możliwe, skoro wzięłaś ze sobą 30 tys. złotych? (oszczędności po dziadku) [S] Kur... ty nic nie rozumiesz, tutaj to są grosze, jeszcze musiałam pożyczyć Karolinie! Wyślij mi pierwszą ratę 20 tys. za dwa dni (aha, to już decyzja podjęta, że kupuję? :) ) [J] Jak dobrze wiesz, ja nie mam nawet złotówki. Pieniądze ma mój [M]ąż i najpierw muszę z nim podjąć decyzję. A poza tym, nawet gdybym pieniądze miała, to bez umowy notarialnej nie wyślę ci nawet 100 zł. [S] Kur… ty mi nie chcesz dać moich pieniędzy! To są moje pieniądze i masz mi je dać! [J] To nie są twoje pieniądze, tylko twoja połowa domu, a to dwie różne rzeczy. [S] Ja pier... ty jesteś nienormalna! Zaraz ma do nas dolecieć chłopak Karoliny, czy ty nie rozumiesz, jaką mam teraz ciężką sytuację?! Po tej rozmowie dzwoni [B]rat. [B] Słuchaj, połowa domu jest [S] i jej się ta kasa należy. [J] A może ty mi wyjaśnisz, jak to jest, że ludzie wyjeżdżają za granicę, żeby zarobić 30 tys., a ona tyle wywiozła i po 2 tygodniach grozi jej ulica? [B] Taa, tylko ci ludzie mieszkają po 30 osób w jednym pokoju, a [S] przecież na starcie musi się urządzić. [J] A nie może zacząć się urządzać, jak już zacznie pracować? Przecież mieszka z tobą. [B] Ale musimy wynająć inny dom, bo się ciasno zrobiło, potrzebujemy 3 tys. EUR na zaliczkę (kwoty dokładnie nie pamiętam). [J] Siedzisz tam od lat, [S] pojechała z pieniędzmi i co, nie macie na zaliczkę? Skoro ją tam ściągnąłeś, to chyba zdawałeś sobie sprawę, co to oznacza? [B] Ale ja nie mam kasy! Jeszcze ma dojechać chłopak Karoliny. [J] A właśnie, kto normalny ściąga do siebie jakiegoś kolesia, kiedy sytuacja jest taaaka krytyczna? Przecież [S] i [K] jeszcze nawet nie zaczęły pracować! [B] No chcą, to ściągają, co nie. Słuchaj, bo [S] już rozmawiała z prawnikiem i jesteś raczej w kiepskiej sytuacji (tutaj zaczęły się groźby). [J] Fajnie, tylko oboje wiecie, że ja nie mam pieniędzy. [B] No to pogadaj z [M], kupujcie i po problemie. Kolejna rozmowa z [S]: [S] Masz podjąć decyzję, kupujesz ten dom, czy go sprzedajemy, ile można się zastanawiać?! [J] Przez ostatnie lata obie się zastanawiałyśmy, a teraz ja mam podjąć decyzję w tydzień?! [S] Rozmawiałam z prawnikiem, i to ty masz w tej sytuacji przeje...ne, a nie ja, hahaha. Tak że do jutra chcę decyzję. Tego typu telefony trwały przez miesiąc. W międzyczasie prowadziłam rozmowy z [M], który domu kupować nie chciał. Nie chciał, bo dom dużo za duży, wymagał włożenia w niego równowartości nowego, małego domku. Kto duży, stary dom ma, ten wie, że to jest skarbonka bez dna. W końcu do [S] dotarło, że pogróżki nic nie dają, postanowiła się pogodzić i ustalić, kiedy dam ostateczną odpowiedź, czy dom kupię, czy sprzedajemy. Termin ustaliłyśmy, miałam dodatkowych 5 miesięcy na podjęcie decyzji, wypadało to na grudzień. Do grudnia kontakt miałyśmy bardzo dobry. W końcu grudzień przyszedł, 3 dni przed świętami [S] pyta o decyzję. W tamtym czasie przechodziłam trudny okres i nie brałam pod uwagę żadnego zakupu domu, więc poinformowałam [S], że dom sprzedajemy. Wywiązał się dialog: [S] No i ok, to wyślij mi zdjęcia pomieszczeń, na pewno wszystko posprzątałaś na święta, hehe, to zdjęcia będą w sam raz, żeby wystawić ogłoszenie w necie. Ja się wszystkim zajmę, tylko zdjęć potrzebuję. [J] No nie, nie posprzątałam. Przypominam, że mieszkam na jednym piętrze, a jest jeszcze parter, poddasze i piwnica. Poza tym, zanim wystawimy dom na sprzedaż, to trzeba trochę ogarnąć - przejrzeć wszystkie rzeczy i wyrzucić, co niepotrzebne. [S] No to ogarnij. [J] Ale tego nie da się zrobić w 3 dni, sama wiesz, ile tu jest rzeczy. A poza tym, dlaczego miałabym sama sprzątać? To ty chcesz zrobić coś z domem, więc skoro chcesz sprzedać, to niestety musisz się tym zająć. [S] No chyba cię poj...ło, że ja przylecę, żeby dom sprzątać! Ludzie w gorszym stanie wystawiają i jakoś sprzedają! Przestań wymyślać i wyślij mi te zdjęcia! [J] Chcesz szybko sprzedać dom tak? Jeśli po dwóch tygodniach ktoś będzie chciał obejrzeć dom, to myślisz, że w ogóle nieprzygotowany do sprzedaży go zachęci? [S] Jak się znajdzie kupiec, to wtedy się posprząta. [J] A nie rozsądniej najpierw posprzątać, a potem szukać kupca? [S] Dobra, widzę, że specjalnie wymyślasz idiotyczne problemy, więc wynajmę firmę sprzątającą, niech wszystko wypier...lą. I tutaj na chwilę przerwę, żeby wyjaśnić. Nigdy nie sprzedawałam domu i moja wiedza na ten temat była mocno ograniczona, ale logicznym wydawało mi się, że dom do sprzedaży najpierw trzeba przygotować, czyli zminimalizować ilość osobistych rzeczy, przynajmniej w pomieszczeniach, z których się nie korzystało. Druga sprawa, zwyczajnie chciałam się zabezpieczyć. Znając [S], gdyby znalazł się kupiec i trzeba by było ogarnąć dom, toby powiedziała, że muszę wszystko zrobić sama, bo ona nie dostanie urlopu przez najbliższe 2 lata, a jak tego nie zrobię, to sama mam od niej kupić. I tak temat ucichł na kolejnych 5 miesięcy. Przyszedł maj, nie utrzymywałyśmy z [S] kontaktu. Minął dokładnie rok, od kiedy [S] wyjechała za granicę i od kiedy zażądała kupienia od niej domu. Moja i [M] sytuacja się poprawiła, podjęliśmy decyzję, że dom kupujemy. Już miałam pisać w tej sprawie do [S], kiedy się okazało, że przylatuje do Polski. Umówiłyśmy się na spotkanie. Pierwsza zaczęła [S]. Otóż skoro nie chcę domu kupić, a ona nie będzie czekać latami, aż ktoś dom kupi, to ona podaje mnie do sądu, niech komornik zajmie się sprzedażą domu. W myślach pogratulowałam pomysłu. Iść po najmniejszej linii oporu, sprzedać dom za grosze, bo ja zła siostra nie chcę odwalić za nią całej brudnej roboty związanej ze sprzedażą domu. Poinformowałam [S], że kupię od niej połowę domu, w 5 ratach. Dwa dni później podpisałyśmy umowę przedwstępną, taką bez notariusza. Umówiłyśmy się, że [S] da mi znać, kiedy będzie kolejny raz w Polsce z miesięcznym wyprzedzeniem, a ja zacznę załatwiać papiery. Przez kolejnych 5 miesięcy kontaktu również nie utrzymywałyśmy - w końcu cel został osiągnięty, już nie byłam jej potrzebna prawie do niczego. I tak w październiku [S] potwierdziła, że przylatuje w listopadzie, a więc rozpoczęłam załatwianie dokumentów. A wraz z nimi wznowił się kontakt z [S], wyłącznie na temat domu, gdzie każda rozmowa kończyła się kłótnią. Nie bardzo to rozumiałam, w końcu wszystko szło po jej myśli, a jednak potrafiła wyrwać słowo/zdanie z kontekstu i rozpocząć nic niewnoszącą kłótnię. Największym problemem okazało się zameldowanie. Ja chciałam, żeby zaraz po podpisaniu aktu notarialnego się wymeldowała, [S] wymeldować się nie chciała. Dodatkowo usłyszałam, że jak ją oszukam, to mnie poda do sądu i w ogóle cała ta sprzedaż domu to jest jak by ją tu oszukać bardziej. U notariusza. Notariusz wiedział o problemie meldunku, zapytał [S], czy meldunek jest jej do czegoś potrzebny, skoro na stałe mieszka za granicą. Odpowiedź [S]: Nie. Powiedziała, że jeśli po notariuszu zawiozę ją do Urzędu Skarbowego, potem do gminy się wymeldować, a potem do jej hotelu, to ona może się wymeldować (między notariuszem a jej hotelem ok. 60 km, miasta po dwóch przeciwnych stronach, pośrodku miejscowość z domem). Jedyne, co mi pozostało, to zapis w akcie, że [S] zobowiązuje się wymeldować przed otrzymaniem ostatniej raty. [N]otariusz zapytał, na jaki adres ma wysłać [S] dokumenty. [S] Na ... (tu podała adres domu, który właśnie sprzedawała). [J] Może podaj swój aktualny adres, ja już od dawna nie odbieram poczty zaadresowanej do ciebie. [S] Ale to jest bez sensu, a jak np. za miesiąc się stamtąd wyprowadzę?! [N] Proszę pani, mimo wszystko, aby otrzymać korespondencję, podaje się adres zamieszkania, nie adres zameldowania. [S] podała adres, ale niepełny, bo po prostu go nie znała. Tak zakończyła się znajomość pomiędzy mną, a rodzoną siostrą i naszym bratem, który stanął murem za [S] i również zerwał ze mną kontakt. I jeszcze tylko taki malutki smaczek. Pierwszą ratę [S] otrzymała w gotówce przy notariuszu, kolejne raty mam wpłacać na konto bankowe wskazane przez [S]. [S] wskazała konto narzeczonej naszego brata. Dom jest mój (i męża) od pół roku, jednak do dzisiaj mam koszmary, że brat z siostrą przyjeżdżają, robią imprezy, niszczą, wynoszą moje rzeczy, żądają własnego pokoju, a ja tylko chodzę i sprzątam po nich gigantyczny syf... Zgadzam się, że [S] miała prawo ode mnie żądać decyzji w sprawie domu, ale można było to zrobić w normalny sposób. Znalezienie kupca na tak wysoki dom mogło trwać latami, dla [S] najlepszą opcją był zakup domu przeze mnie, ale nie miała prawa mnie do tego zmuszać. Z rodziną najlepiej na zdjęciu
Mam teraz za swoje, przecież powinnam pamiętać, że z rodziną najlepiej wychodzi się na… zdjęciu. A co najgorsze, teściowie naprawdę nie czują się winni. Wręcz przeciwnie, uważają, że to oni zrobili nam przysługę, a poza tym mieli przecież prawo rozporządzać swoją własnością tak, jak im się podoba. Czytaj także:
Grzegorz Nawacki2022-06-11 08:00Redaktor naczelny "Pulsu Biznesu"publikacja2022-06-11 08:00/ Puls BiznesuCzym różnią się firmy rodzinne? Jakie są największe wyzwania w prowadzeniu biznesu z bliskimi? Jak przygotować sukcesję - o tym mówią goście najnowszego odcinka podcastu "Puls Biznesu do słuchania". Z rodziną ponoć najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Goście podcastu "Puls Biznesu do słuchania" udowadniają, że także w biznesie. Rozmawiam bowiem z założycielami lub sukcesorami założycieli firm rodzinnych, które odniosły spektakularne sukcesy. Pytam o blaski i cienie firm rodzinnych, największe wyzwania związane z zarządzaniem nimi oraz przygotowanie sukcesji, a także o tym, czy w takich firmach, da się oddzielić życie rodzinne od pracy. Goście: 1:50 Irena Eris i Henryk Orfinger Dr Irena Eris 15:08 Marek Piechocki, LPP 26:39 Grzegorz Putka, Piekarnie Cukiernie Putka 38:07 Marek Pawiński, Maspex 48:07 Wojciech Fedoruk, BNP Paribas Źródło:
Przedszkolaki zapoznają się z powiedzeniem „Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”. Wspólnie z nauczycielką przeczytają tekst słowno-obrazkowy „Wesoła rodzina”, własnoręcznie przygotują uśmiechnięte kanapki, a także rozwiną zwinność i sprawność fizyczną wykonując zestaw ćwiczeń gimnastycznych.
Liczba wyświetleń: 512W 1994 roku Sławek i Jadwiga otrzymali od swoich rodziców piękny prezent – piętrowy, podpiwniczony dom w miejscowości Maleniec. Rodzeństwo podzieliło się darowizną: Jadwiga zajęła mieszkanie na parterze, a Sławek na piętrze. Garaż został zaadaptowany kawiarnię, którą Sławek – razem z małżonką – prowadził przez ponad 10 lat. Do śmierci rodziców wszystko układało się dobrze…W marcu 2003 roku wszystko się zmieniło. Jak twierdzi Sławomir Kusiak – tydzień po pogrzebie ojca p. Jadwiga wyłączyła tzw. “siłę”, tym samym pozbawiając rodzinę brata prądu oraz – czerpanej ze studni za pomocą elektrycznej pompy – bieżącej wody. Kiedy nagle znika prąd i woda, idziemy naturalnie sprawdzić co się stało. Tak też zrobił p. Sławek, tyle tylko, że za wejście do pomieszczenia gospodarczego, w którym znajdują się liczniki, trafił przed oblicze sprawiedliwości: przed Sądem Grodzkim w Końskich siostra oskarżyła go o włamanie! Jakby tego było mało, w tym samym czasie złożyła doniesienie o braku meldunku oraz cofnęła zgodę na prowadzenie rzekome “włamanie” Sławek Kusiak został ukarany grzywną, na meldunek siostra nie wyraziła zgody, zatem mężczyzna ukarany został kolejną grzywną. Dopiero Sąd Administracyjny w Krakowie meldunek rodzinie Kusiaków nakazał – wbrew protestom p. Jadwigi. Prąd Kusiakowie podłączyli natomiast po trzech długich miesiącach, dzięki sąsiadom, którzy zgodzili się na zamontowanie licznika energii na słupie stojącym na ich posesji!Co istotne, Urząd Gminy Ruda Malenicka był wówczas reprezentowany przez radcę Michała K., który twierdził, że w akcie darowizny – na mocy którego rodzice przekazali Sławkowi i Jadwidze dom – nie może dopatrzyć się podziału nieruchomości na zasadzie współwłasności. To jednak w żaden sposób nie przeszkadzało mu później reprezentować Sławomira Kusiaka jako swojego mocodawcy. Tyle tylko, że – zdaniem p. Sławka – robił to wyjątkowo nieudolnie i niewykluczone, że nawet celowo działał na jego szkodę (czego przykładem może być chociażby zbyt późne przedstawianie postanowień Sądu, co w efekcie uniemożliwiało odwołanie od wyższej instancji)!W październiku 2003 roku Jadwiga postanowiła podłączyć swoje mieszkanie do sieci wodociągowej. Sławomir – jako współwłaściciel budynku – wyraził na to zgodę. Liczył oczywiście na to, że “przy okazji” pojawi się też możliwość podłączenia wodociągu do jego części domu, ale nic z tego – siostra się nie zgodziła. Ponoć także zaczęła rozpowiadać publicznie, że rodzina Kusiaków będzie musiała do swojego mieszkania na piętrze wchodzić po drabinie, bo zabroni im korzystania ze wspólnego wejścia do budynku!15 czerwca Jadwiga Biazik złożyła wniosek o zniesienie współwłasności nieruchomości przekazanej jej i jej bratu na mocy darowizny od – nieżyjących już – rozpraw w Sądzie Rejonowym w Końskich Wydział Cywilny nie brał pod uwagę żadnych wniosków dowodowych składanych przez Sławomira Kusiaka – tak twierdzi sam zainteresowany. Wszystko to natomiast, o co występowała jego siostra, uwzględniano. Córka p. Sławka podkreśla, że Sędzia często używał wobec jej ojca podniesionego głosu, a nawet na niego krzyczał! Kiedy opinie biegłych potwierdzały racje Kusiaków, powoływano innych biegłych. Jeśli ci zgadzali się ze zdaniem swoich poprzedników – ich ekspertyzy uznawano za “mało istotne dowody w sprawie”. Na wyłączenie sędziego z prowadzenia sprawy nie zgodził się Prezes Sądu Rejonowego w efekcie sąd ustanowił odrębną własność lokali na parterze i piętrze – bez zgody Sławomira Kusiaka. Na dodatek upoważnił Jadwigę Biazik do przeprowadzenia wszelkich prac remontowych mających na celu całkowite wyodrębnienie obu mieszkań. To tylko utwierdziło kobietę w przekonaniu, że racja jest po jej stronie. Jak podkreśla rodzina Kusiaków – p. Jadwiga wykonuje tylko te postanowienia sądu, które są “po jej stronie”, w efekcie uprzykrzając im codzienny byt. Kusiakowie uważają, że wszystko to ma na celu ich wyprowadzkę…Kolejny proces w sprawie podziału domu wciąż trwa. Sławomir Kusiak proponuje wprawdzie proste rozwiązanie – siostra spłaca jego część i przejmuje całość – ale, póki co, sąd jedynie proponuje przebudowę budynku w taki sposób, by dało się całkowicie rozdzielić mieszkania. Konflikt zaś stale Jadwiga, wraz z mężem, oskarżyła brata o przestępstwo – zmuszanie do określonego zachowania – za co został skazany, bez szans obrony. W sprawie domu Sąd wydaje kolejne postanowienia zaostrzające sytuację, często bez uwzględnienia niezgodnych z oczekiwaniami Jadwigi opinii biegłych. Często też są to postanowienia rażąco naruszające zasady sztuki budowlanej!Może się wydawać, że w Polsce obowiązuje prawo, które nakazuje Sądowi dążenie do ugodowego załatwienia sprawy. To jednak tylko pozory, bowiem sprawa państwa Kusiaków dobitnie pokazuje, że niezależny i obiektywny wymiar sprawiedliwości w naszym kraju po prostu nie istnieje. Stronniczość – a może zwyczajna głupota i “chodzenie na łatwiznę” – są na porządku dziennym. Tylko dlaczego muszą z tego powodu cierpieć niewinni ludzie?Słowo “cierpieć” zostało tu użyte nie bez powodu. “Ostatnio mąż p. Jadwigi groził mojemu Tacie w obecności inspektora nadzoru budowlanego, że tatę wsadzi do więzienia lub wyśle na cmentarz.” – powiedziała nam córka p. Kusiak groźbę zgłosił na policję. Prokuratura Rejonowa w Końskich dochodzenie Maciej Lisowski Źródło: Fundacja “Lex Nostra” Nadesłano do “Wolnych Mediów”
To dość odważna forma projektu domu dwurodzinnego, który posiada wiele wspólnych pomieszczeń. Jest to zatem propozycja dla rodzin, które lubią swoje towarzystwo, nie boją się spędzać wspólnie czas, a powiedzenie, iż z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, nie charakteryzuje ich w żadnym wypadku.
CjQIKh. pf68dn8g03.pages.dev/77pf68dn8g03.pages.dev/82pf68dn8g03.pages.dev/52pf68dn8g03.pages.dev/64pf68dn8g03.pages.dev/41pf68dn8g03.pages.dev/24pf68dn8g03.pages.dev/30pf68dn8g03.pages.dev/81
z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu